Targowisko próżności

Pezibear / Pixabay

Od pisania listów miłosnych, spryskiwanych perfumami i zalakowanych, wożonych stepami przez konie aż do wyboru partnera na wieczorne spotkania poprzez kliknięcie w jego zdjęcie, minęło… Chyba dość niewiele czasu, jak na ogrom tych zmian.

 

A jednak, dzisiaj to nie konie i nie drżenie rąk umazanych atramentem decydują o tym, kto gości w naszym sercu, ale aplikacje randkowe. Trudno, by jedna sfera życia – uczuciowa – pozostawała na uboczu, podczas gdy wszystkie inne – zawodowa, lajfstajowa – galopują, aż trzęsie się Ziemia. Łatwo krytykować ten kanał komunikacji między kochankami, czyli aplikacje, randkowe, rzecz jasna, jeśli nie ma się o nich bladego pojęcia. Bo prawda jest taka, że nie różnią się – prócz technologii – zbyt wiele w filozofii podejścia sprzed choćby dwóch wieków, gdy każdy bal na zamku był targowiskiem próżności, w którym chodziło nie o miłość, ale o znalezienie najlepszej, przynajmniej na tę chwilę, najlepszej dla siebie partii. Dlaczego by Kopciuszek nie mógł się bawić w takie aplikacje? Randkowe czy jakiekolwiek inne. No, moż, Kopciuszek niekoniecznie, ona była tradycjonalistką, ale jej okropne siostry – one już tak!